Rząd musi zdecydować w sprawie mieszkań. "Pomożemy Polakom czy deweloperom?"

1 mies. temu 17

"W ramach koalicji rozmowy wciąż przed nami, bo wstrzymaliśmy ja na chwilę na chwilę na poziomie Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów w związku z powodzią. Myślę, że za tydzień, może za dwa wrócimy do rozmów na poziomie Komitetu Ekonomicznego" - mówił w piątek w Radiu Plus minister rozwoju Krzysztof Paszyk.

Z jego wypowiedzi wynika, że nie ma mowy o rezygnacji ze wzbudzających kontrowersje dopłat do kredytów.

"Skończymy z demonizowaniem "kredytu 0 proc.". 50 proc. młodych Polaków nie ma perspektyw na własne mieszkanie. To są dramatyczne dane. Kładziemy więc na stole rozwiązanie, które wspiera budownictwo komunalne, społeczne i własnościowe. Jednocześnie 97 proc. wszystkich lokali w Polsce to lokale własnościowe, więc nie wyobrażam sobie programu wsparcia, który nie będzie wspierał i pomagał w uzyskaniu mieszkania, które jest mieszkaniem własnościowym" - powiedział Krzysztof Paszyk.

I wymieniał kolejne argumenty, które mają przekonać krytyków do wprowadzenia "kredytu na start"

"Nie wyobrażam sobie, że będziemy zawężać program tylko do budownictwa społecznego. Potrzeba nam pewnie kilkudziesięciu lat wspierania budownictwa społecznego, żeby lokale w tej formie stanowiły jakiś istotny komponent, na bazie którego można te samodzielność mieszkaniową zagwarantować Polakom" - dodał minister w radiowej rozmowie.

Tyle tylko, że całkowite wydatki na mieszkalnictwo wpisane do projektu budżetu, nie są także duże, żeby starczyło na szeroki program, tym bardziej, że ponad 1 mld z tej kwoty pójdzie na obsługę wprowadzonego przez rząd Zjednoczonej Prawicy "Bezpiecznego Kredytu 2 proc.", a na razie pula na mieszkania społeczne i komunalne w Funduszu Dopłat to niewiele ponad 1 mld zł. Po znakiem zapytania stoi to na co pójdzie rezerwa celowa.

- Jeśli Fundusz Dopłat pozostanie na tak symbolicznym poziomie jak jest dzisiaj, to pan minister ma rację. Dzisiaj jest czas decyzji: Czy pomożemy Polakom i zwiększymy Fundusz Dopłat, realnie poprawiając dostęp Polek i Polaków do mieszkań? Czy nadal działania Państwa głównie sprowadzać się będą do reprezentowania interesów deweloperów, by nadal żyli jak pączki w maśle? - komentuje zapytany przez Interię Krzysztof Kukucki, były wiceminister rozwoju.

Jak wyjaśnia Ministerstwo Rozwoju i Technologii, w budżecie na 2025 r. na budownictwo mieszkaniowe przewidziano łącznie ponad 4,7 mld zł, z czego ok. 2,1 mld zł w ramach rezerwy celowej, w zakresie której przewidziano m.in. sfinansowanie nowych rozwiązań mających na celu wsparcie w nabyciu prawa własności lokalu mieszkalnego lub domu jednorodzinnego. 

"Podział środków rezerwy celowej uzależniony jest od prowadzonego aktualnie procesu legislacyjnego ustawy wdrażającej program, a jej podział zostanie ostatecznie dokonany w późniejszym terminie. Program kredytów mieszkaniowych #naStart nie został do tej pory przyjęty, zatem w ustawie budżetowej nie można z przyczyn formalnych zapisać przewidzianych na niego wydatków." - odpowiada resort.

Wpisane do projektu budżetu wydatki z tytułu zasilenia Funduszu Dopłat w łącznej kwocie 1,15 mld zł, w tym na realizację programów "Budownictwa socjalnego i komunalnego" oraz "Społecznego budownictwa czynszowego" zaplanowano kwotę 1,12 mld zł (kwota zbliżona do tegorocznej).

Wydatki budżetu na obsługę programu "Bezpieczny Kredyt 2 proc." na 2025 r. wynoszą blisko 1,11 mld zł, co stanowi maksymalny, ustawowy limit. W przypadku wyższego zapotrzebowania na spłatę zaciągniętych zobowiązań dla zwiększonego wydatkowania konieczna będzie zamiana ustawowego limitu.

"Łączna kwota zaplanowana na mieszkalnictwo w 2025 roku, z uwzględnieniem środków rezerwy celowej, jest o 2,39 mld zł większa od kwoty zaplanowanej na ten cel na rok 2024" - informuje MRiT.

Czy to wystarczy na aktywną politykę mieszkaniową, która poprawi sytuację?

- Zaproponowana kwota 4,7 mld zł na realizowanie całej krajowej polityki mieszkaniowej to kwota symboliczna i daleka od rzeczywistych potrzeb. Na samo budownictwo społeczne realizowane przez samorządy potrzebne jest na początek 5 mld zł, a to zaledwie 1,3 proc. budżetu państwa. W mojej ocenie, by faktycznie działania w zakresie budowy mieszkań społecznych (mieszkań na tani wynajem) były odczuwalne dla Polek i Polaków, konieczne jest przeznaczenie na ten cel przynajmniej 5 mld zł rocznie. Na początek. - mówi Interii Krzysztof Kukucki, były wiceminister rozwoju, a obecnie prezydent Włocławka.

I tłumaczy, że te szacunki wynikają z dwóch rzeczy:

- Po pierwsze taka kwota gwarantuje, że na rynek będzie trafiać przynajmniej 20 tys. dodatkowych mieszkań. Po drugie, już dziś samorządy składają wnioski o dofinansowanie o wartości ponad 3 mld zł. Żeby taki wniosek złożyć samorząd musi dysponować decyzją: pozwolenie na budowę. Ta decyzja, jeśli nie zostanie rozpoczęta budowa, po 3 latach się przedawnia. Dlatego działania samorządów w zakresie budowy mieszkań na tani wynajem, są nadal "stłumione". Bo jeśli wiadomo, że jak złożę dzisiaj wniosek o dofinansowanie, to decyzję o wsparciu otrzymam za rok, może dwa. Pamiętając jeszcze, że samorząd zobowiązany jest, by korzystać z ustawy PZP (Prawo zamówień publicznych - red.) na wybór wykonawcy, czas na rozpoczęcie prac dramatycznie się skraca - wyjaśnia Krzysztof Kukucki.

- Podkreślę jeszcze raz, że pomimo niewystarczającej wysokości Funduszu Dopłat, samorządy i tak złożyły wnioski na ponad 3 mld zł. To jest kilkanaście tysięcy gotowych do budowy (lub remontu pustostanów) mieszkań - dodaje.

Jego zdaniem, podstawowe działania państwa w zakresie realizacji polityki mieszkaniowej zdecydowanie powinny skupić się na wspieraniu budowy nowych mieszkań na tani wynajem.

 - To jest obszar bardzo zaniedbany przez nasz kraj. Takie nowe mieszkania, zakładając odpowiednio wysokie wsparcie, to przynajmniej 20 tys. rocznie mieszkań dodatkowo na rynku. Biorąc pod uwagę, że deweloperzy "produkują" między 110 - 120 tys. mieszkań rocznie, to działania państwa będą miały realny wpływ na dostępność mieszkań i ich ceny. Zdaniem byłego wiceministra, te 20 tys. mieszkań na tani wynajem oznacza, że duża część inwestycji w najem komercyjny przestanie mieć sens. To daje sporą szansę na korektę cen mieszkań, a przynajmniej na wyhamowanie ich wzrostu - podkreśla Krzysztof Kukucki.

Z kolei Jan Dziekoński, analityk rynku mieszkaniowego i założyciel portalu FLTR uważa, że przy takich nakładach część środków powinna pójść na budownictwo społeczne, a zamiast dopłat do kredytów lepiej przekierować politykę mieszkaniową na "działania podażowe". Jakie konkretnie?

- Jestem zwolennikiem stymulowania podaży mieszkaniowej, a nie popytu i lepiej żeby publiczne środki były przeznaczane na takie cele. Za 2 mld zł wybudujemy 5-6 tys. mieszkań komunalnych czy społecznych, biorąc pod uwagę sam koszty wybudowania, bez gruntów. To nie spowoduje rewolucyjnej zmiany, więc pojawiają się argumenty, że łatwiej wydać te pieniądze na dopłaty do kredytów, żeby lewar finansowy zadziałał. Teoretycznie tak, ale skutek będzie taki, że wzrost cen mieszkań, że ci którzy nie dostaną dopłaty mają jeszcze większy problem. Moim zdaniem te środki powinny być skierowane częściowo na budownictwo społeczne i wiemy, że kwota na to przeznaczona jest za mała, ale powinny być kierowane przede wszystkim tam, gdzie ich efektywność będzie największa - mówi Interii Jan Dziekoński.

Gdzie konkretnie?

- Po pierwsze, na opracowanie miejscowych planów i planów ogólnych dla gmin, które mają problem z finansowaniem urbanistyki i muszą to zlecać zewnętrzne, a muszą przecież opracować plany ogólne. Potrzeba na to pieniędzy, a środki z KPO nie wystarczą. Brak planów generuje problem w budownictwie i przede wszystkim w podaży gruntów i projektów. A tu raz wydane pieniądze będą potem "pracowały przez lata". Część środków może być wykorzystana na inwestycje w ramach partnerstwa prywatno-publicznego, bo nie musi być tak, że gmina wszystko sama buduje, bo może to robić w partnerstwie z deweloperami, gdzie część mieszkań w ramach projektu trafia na najem społeczny. Część środków może być efektywnie wydana na rozwój infrastruktury wodno-kanalizacyjnej, drogowej w tych miejscach, gdzie jej rozwój spowoduje uruchomienie gruntów - mówi analityk.  

Jako przykład, jak dobrze to potrafi zadziałać, pokazują Nowe Żerniki we Wrocławiu, gdzie miasto zrobiło plan miejscowy i przygotowało część infrastruktury i zaczęło sprzedawać grunty, które są stopniowo zabudowywane przez deweloperów. - To lepsze zastosowanie niż dopłacanie do kredytów, bo generuje podaż - podsumowuje.

Monika Krześniak-Sajewicz

Czytaj więcej